niedziela, 15 września 2013

Rozdział VII "najlepsze momenty pojawiają się niespodziewanie"


~Hermiona~
(Pola) 

Dziewczyna z trudem uniosła powieki. Wbiła zaspany wzrok w sufit. Ból rozsadzał jej głowę. Zrezygnowana naciągnęła kołdrę na głowę. Czuła się strasznie. Po prostu- miała kaca. W końcu zaznała tego piekielnego odczucia, o którym opowiadali jej rówieśnicy. Wczoraj, przed zaśnięciem jeszcze łudziła się, że akurat ją szczęśliwym trafem to ominie. Cóż, jednak jak to mówią, nadzieja matką głupich.
Spojrzała na zegarek, według którego za piętnaście minut miała dobić dziewiąta. Oklapła na poduszkę, lecz po chwili stwierdzenie dotarło do jej świadomości. 
Raptownie podniosła się do pozycji siedzącej. Syknęła z bólu. Robiła sobie wyrzuty, że tak dała się ponieść emocjom. Chwyciwszy się za głowę wstała z łóżka. Ledwo powlokła nogami do łazienki. Oparła się o umywalkę. Przyjrzała się sobie w lustrze. Wyglądała jak upiór. Nie dość, że miała podpuchnięte oczodoły, to jeszcze była blada jak papier. Burza kręconych włosów sterczała na wszystkie strony.
Zaklęła w duchu. Gdy pokarze się tak w Hogwarcie, każdy ją wyśmieje. A na dodatek ta randka z McLaggenem…
Właśnie! Zupełnie o tym zapomniała! Przeraziła się. Jak ona pójdzie na spotkanie w takim stanie? Przypominała brudnego kundla z kudłami, a powinna olśniewać wyglądem, niczym księżniczka.
Załamana weszła pod prysznic. Letnia woda obmywała jej ciało. To pozwoliło dziewczynie się nieco zrelaksować i na moment zapomnieć o przytłaczającej rzeczywistości.
Po kąpieli owinęła się w ręcznik. Starała się doprowadzić w miarę możliwości do porządku. W pierwszej kolejności porządnie wyszorowała zęby. Następnie wysuszyła włosy i po raz pierwszy od wakacji wyprostowała włosy. Liczyła, że to odciągnie uwagę od podkrążonych oczu. 
Wróciła na moment do dormitorium. Wyciągnęła z szafy seksowną, czarną bieliznę oraz czerwoną sukienkę na ramiączkach, z dość wyzywającym dekoltem. Po nałożeniu odzienia wyglądała czarująco. Suknia sięgała jej do kolan.
Gryfonka jednakże nadal nic nie zrobiła z twarzą. Nałożyła więc na siebie nieprzesadny makijaż. Oczywiście, nie zabrakło pudru, który miał maskować jej niedoskonałości powstałe przez skutki wczorajszego pijaństwa. Włosy jeszcze raz, dokładnie rozczesała. Przejrzała się w zwierciadle. Na oko wyglądała całkiem nieźle.
Usiadła na łóżku wzdychając ciężko. Sama nie rozumiała, dlaczego umówiła się z Cormac’em. Przecież nic do niego nie czuła… A może z czasem poczuje?
Pokręciła z dezaprobatą głową. Ona naprawdę się zmieniła. To nie ta sama Hermiona Jean Granger. Kto by pomyślał, że nadejdzie taki dzień, że spotka się z innym chłopcem, niż Potter, czy Weasley? Ale powiedziała już A, więc czas powiedzieć i B.
Wtem ktoś zapukał do drzwi. Hermiona wyczekiwała pojawienia się gościa w jej progach. Do pokoju wkroczyła uśmiechnięta Ginny. Gdy zobaczyła Mionę uchyliła usta. Starsza Gryfonka poderwała się na równe nogi widząc minę przyjaciółki. Serduszko zabiło jej szybciej.
- Coś nie tak? - spytała skrępowana.
Weasley’ ówna po chwili zszokowania potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, Hermiono, wyglądasz…- szukała słów godnych opisania wyglądu Granger’ówny.- Naprawdę, prze, prze, prze pięknie- posłała jej szczery i pełen podziwu uśmiech.
Brązowooka odetchnęła z ulgą, po czym ponownie oklapła na łóżko. Zachichotała lekko. Cieszyła się, że efekt jej długotrwałych i pochłaniających przygotowań nie poszedł w las.
Ginerwa usiadła obok Hermiony. Zmierzyła ją spojrzeniem. 
Brew Miony powędrowała ku górze, gdy rudowłosa wstała i wyciągnęła z pudełeczka na biżuterię malutkie kolczyki w kształcie srebnych serduszek. Ginny znowuż zajęła miejsce obok przyjaciółki i założyła jej ozdoby.
- Teraz jest perfekcyjnie - rzekła zadowolona.
- Dziękuję - podziękowała uprzejmie.
- Jakby cię Ron taką zobaczył…- westchnęła ciężko.
Starsza Gryfonka wybałuszyła oczy. Słowa wypowiedziane przez pannę Weasley totalnie ją zaskoczyły. Nie spodziewała się takich słów z jej ust.
Siostra Ronalda widząc minę pani wszechwiedzącej spuściła zawstydzona głowę. Zaczęła nerwowo bawić się palcami.
- To znaczy… Oh, Mionka, wiesz, że wam kibicuję - powiedziała na jednym wydechu.
Kolejny szok.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech.
- Ginny, przecież wiesz, że nic do niego nie czuję.- wyszeptała z politowaniem.
Dziecię Weasley’ów pokręciło tylko głową mrucząc coś pod nosem.
- A jak tam szlaban z Malfoy’em? Dał ci w kość? - wypaliła zmieniając temat.
Malfoy. Właśnie. Zupełnie o nim zapomniała. Nagle przed oczami ukazały się jej wspomnienia z wczorajszego wieczoru. Zorientowała się, że połowy z nich nie pamięta. W głowie utkwił jej obraz stalowoszarych tęczówek Ślizgona, lecz wszystko inne wydawało się zamazane. Kojarzyło jej się, że tańczyła i śpiewała… W mniemaniu Gryfonki Dracon niósł ją przez jakiś czas. W tym miejscu znowuż urwał się film. Przypomniała sobie dopiero moment, gdy leżała na kanapie i zadawszy pytanie dotyczące jego nienawiści do niej, usłyszała odpowiedź ucznia Slytherinu „Bo… Bo czasami wydaje mi się, że…” i dalszego ciągu nie było w jej pamięci.
Zaklęła w duchu. Irytowało ją, że zapomniała tak ważnych wątków. Może to byłby przełom w jej relacji z Malfoy’em? W sumie, to nawet jeśli nie to dowiedziałaby się podstawowego powodu, dla którego tak bardzo jej nienawidzi. 
Ginny pomachała jej kilkakrotnie dłonią przed twarzą. Granger ocknęła się patrząc na przyjaciółkę.
- A… Ujdzie. - bąknęła piskliwie.
- Nie musisz kłamać. To ja rano wniosłam cię do sypialni. Spałaś na kanapie… Pijana? - oznajmiła poważnie rudowłosa.
Hermiona zachłysnęła się własną śliną. Szlag. Obiecała sobie, że zachowa to dla siebie. Iskierka nadziei, że nikt się o tym nie dowie została momentalnie zgaszona. Dziewczyna cała się spięła i lekko zarumieniła. Nie wiedziała, co jej powiedzieć.
- Powiedzmy, że… To był jedyny sposób na wytrzymanie z tą fretką. - łgała na poczekaniu.
Na żadną lepszą wymówkę nie było ją stać. Oczywiście, może nie kłamała tak do końca, ale chodziło głównie o to, że wreszcie chciała spróbować tego „napoju bogów”, którego tak wielu ubóstwiało. Pragnęła wreszcie wrzucić na luz i poczuć się wolną, niczym dziki koń.
-Nie musiałaś się upić do tego stopnia.- upomniała ją chłodno Ginerwa.- Ostatnio w ogóle cię nie poznaję, Hermiono. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale… Zmieniłaś się.- tym totalnie oszołomiła panią Ja-Wiem-Wszystko-Najlepiej. 
A więc zmieniła się… Naprawdę zaszły w niej zmiany, ale na lepsze, czy może… Gorsze? Przecież nie zawalała nauki, nadal bardzo ją lubiła, po prostu… Zaczęła korzystać z życia. Czy to złe?
- Która godzina? - spytała znikąd Mionka odbiegając od tematu.
- Za dwie minuty wybije południe. - poinformowała siostra Ronalda.
- Na Merlina! Zaraz będzie tu Cormac… - klepnęła cię w czoło.
I jak na zawołanie, ktoś zapukał do drzwi. Hermiona westchnęła ciężko. Szybko podniosła się z łóżka. Wypsikała się jeszcze kwiatowymi perfumami, po czym zwinnym krokiem znalazła się przy wejściu. Pociągnęła za klamkę. Ujrzała umięśnioną postać blondyna. Czuła, jak wielka gula ugrzęzła jej w gardle. Chłopak uśmiechał się do niej przymilnie. Wyciągnął zza pleców czerwoną różyczkę, którą podarował Hermionie witając się z nią krótkim „Witaj”.
Granger odwzajemniła uśmiech. Zbadała wzrokiem różyczkę. Ze smutkiem stwierdziła w duchu, że to takie typowe dla wszystkich mężczyzn. Zawsze przynoszą kobiecie różę. Powinna się cieszyć za taki podarunek, lecz jakoś nie potrafiła się do tego.. lecz jakoś nie potrafiła się do tego przymusić. Sportowca nie stać na żaden oryginalny gest. Mógł nic jej nie przynosić. Tak byłoby o wiele lepiej.
Nie zorientowała się, że obok niej stanęła Ginny, która narzuciła na nią ciemny płaszczyk, który świetnie współgrał z czerwoną kreacją. 
Rudowłosa podała Gryfonowi dłoń i paplała coś trzy po trzy, że musi uciekać, po czym wyszła z dormitorium przyjaciółki.
- A więc idziemy? - spojrzał na nią znacząco.
Wysiliła się na uśmiech.
- Oczywiście.
Po chwili szli ramię w ramię korytarzami Hogwartu. Czarodziejka zauważyła, że chłopak jej się przygląda.
- Wyglądasz olśniewająco, Mionko. - komplementował ją.
Słowa te nie wywarły jednak na niej jakiegoś większego wrażenia. W tym momencie brązowookiej rozbrzmiało w głowie następujące zdanie „Masz… Piękne oczy, Granger”, które wypowiedział Malfoy… Przypomniało jej się, co wtedy czuła. Serce zabiło jej szybciej na wspomnienie związane z Ślizgonem.
Szlag. Znowu o nim pomyślała i to w taki sposób, właśnie w t a k i e j chwili. Nie rozumiała siebie. Przecież nienawidziła Dracona, był jej największym wrogiem, a jednak ciągle siedział w główce Gryfonki. Przeklęła go starając się odegrać natarczywe myśli. 
- Ty również. - odpłaciła się tym samym.
- Wiem. Ta nowa koszula jest świetna, nie uważasz? Podkreśla moją urodę. - wskazał na granatowe odzienie.
Miona lekko odchyliła głowę przekręcając oczami, czego na szczęście towarzysz nie zauważył. Stwierdziła, że nic się nie zmienił. Nadal pozostał pysznym i aroganckim gnojkiem. Cóż, Dracon też nim był, lecz z nim nauczyła sobie radzić, a poza tym to jej wróg.
Zbeształa się w myślach. Znowu o nim pomyślała! 
Wyszli za mury szkoły. Pogoda była nieprzyjemna. Mokre podłoże przesiąknięte deszczem i pełno błota oraz chłodny wietrzyk. Hermionie odechciało się całej tej randki. Najchętniej zawróciłaby i pognała do Pokoju Wspólnego, po czym spoczęłaby z przyjaciółmi przy ciepłej herbatce, przy kominku.
Nagle w główce Hermiony zrodził się pewien pomysł. Zaciekawiło ją, czy McLaggen’owi na niej zależy i w ilu procentach jest romantyczny. Zaimprowizowała drżenie, pomimo iż płaszcz ogrzewał ją wystarczająco. Cormac jednakże nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Miała ochotę pacnąć go w głowę.
-Chłodno trochę, nie sądzisz? - zagadała Granger otulając się rękoma.
Ciemnooki spojrzał na nią, po czym z powrotem odwrócił głowę.
- Zaraz się rozgrzejesz. - rzucił od niechcenia przyspieszając kroku.
Gryfonka westchnęła ciężko i nie obchodziło ją, czy ten zadufany w sobie koleś coś sobie pomyśli. A więc wiedziała, że blondas nie traktuje jej poważnie i jest tylko „kolejną laską” w jego życiu. Poza tym nie wykazał się krztyną czułości. Żałowała, że zgodziła się na to spotkanie.
Przez resztę drogi chłopak opowiadał o swoich wyczynach i niezwykłych przeżyciach, których doznał oraz o wszystkich bogactwach, które zgromadził. Mionka chcąc być uprzejmą potakiwała i komentowała coś od czasu do czasu. Wolała nie przerywać mu tej gadaniny, gdyż mogła w tym czasie spokojnie pomyśleć. Ciągle usiłowała sobie przypomnieć, co zdarzyło się wczoraj na szlabanie i poza nim… 
Czyżby Draco przyniósł ją do Pokoju Wspólnego? Przecież pamięta, że leżała na kanapie i rozmawiała z Ślizgonem, czego niestety jej jakże wybitny umysł nie raczył zapamiętać. Co takiego wyjawił Malfoy? Dlaczego przed oczami wciąż widniał nieodgadniony wzrok tlenionego? I czemu wydawało jej się, że na nim leżała? Poza tym Granger zdawało się, że wtedy, w Hogwarcie odezwał się miło, a komplement dotyczący oczu był… Szczery?
Potrząsnęła głową. Ostatecznie obiecała sobie, że do końca randki nie będzie sięnad tym głowić. Teraz liczył się tylko (ten wywyższający się) Cormac, który z zaniepokojeniem przyglądał się odruchom nastolatki.
- Dobrze się… czujesz? - zapytał powoli, z nieukrywanym zdziwieniem.
- Tak, jasne. Po prostu… Usiłowałam wybić sobie coś z głowy. - mruknęła cicho.
McLaggen wybuchł gromkim śmiechem, czego Miona nie rozumiała. Co takiego zabawnego powiedziała?
- Oh, jeśli pomyślałaś, że moglibyśmy miło spędzić jakiś wieczór, to wcale nie musisz wybijać sobie tego z głowy, wiąmionko. - puścił Granger oczko, a jej zrobiło się niedobrze.
Co on sobie wyobrażał? Miała go po dziurki w nosie.
- Nie masz, aby przypadkiem zbyt wysokiego mniemania o sobie? - rzuciła chłodno w jego stronę.
Ku jej zdziwieniu on nie skomentował tego, tylko po raz kolejny się zaśmiał. Ciekawiło ją, czy zdoła wytrzymać z nim ten dzień.
W końcu dotarli do Hogsmeade, po czym skierowali się do Pubu pod Trzema Miotłami. Zajęli miejsce przy stoliku. 
Po chwili zjawiła się przy nich atrakcyjna Madame Rosmerta.
-Piwo kremowe poproszę.- złożył zamówienie.
Spojrzał na Mionę.
- Hermionko, co zamawiasz? - ponaglił ją.
Westchnęła przeciągle. W sumie nie chciała na razie pić żadnego alkoholu, lecz nie miała zamiaru zbłaźnić się przed blondynem.
- Również. - odparła szybko.
Minęły może z dwie minuty, a Madame podała im piwa. Cormac posłał jej swój charakterystyczny, pewny siebie uśmieszek, a kobieta odeszła.
Granger wywróciła oczami. Ten koleś zaczynał działać jej na nerwy.
- Gryffindor myusi pokonać tych cholernych Ślizgonów w zbliżającym się meczu Quidditcha. - zaczął nawijać.- O ile ten rudzielec zdoła obronić… Szlag. Mogą pokonać nas jednym kiwnięciem palca. Jeszcze jak do akcji wkroczy Draco…- gadał i gadał.
…I przypomniał Herm o Malfoy’u, o którym udało jej się na moment zapomnieć. A tu znowu pech…
Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że o wilku mowa właśnie wszedł do pubu. Tleniony dostrzegł parę i usiadł gdzieś w kącie maskując się. Nie wiedziała również, jak wielka wezbrała w nim złość, gdy ujrzał tę dwójkę i tak pięknie wyglądającą iranger. Nie mógł dowierzyć, że to ta sama dziewczyna, którą znał wcześniej.
Miona tymczasem czuła, że popełniła największy błąd w życiu przychodząc na spotkanie z McLaggenem. Błagała o wybawienie i… Jej prośby miały zostać wysłuchane.

~Draco~
(Skyler) 

Było już dobrze po 11 gdy Draco postanowił w końcu wyjść ze swojego dormitorium. Blaise, który wczoraj wieczorem sam przeżył niemały szok, nawet go nie wypytywał o szlaban. Był na tyle spostrzegawczy, iż jego najlepszy przyjaciel nie ma ochoty o tym rozmawiać. 
Sam zainteresowany jednak, już od ponad kilku godzin miał mętlik w głowie. Nie spał całą noc, rozmyślając o zajściu we Wrzeszczącej Chacie…również o Granger. 
Gryfonka usnęła w jego ramionach prawie natychmiast, przez co zdrętwiał na całym ciele.Każdy jego mięsień napiął się niebezpiecznie, pod wpływem dotyku dziewczyny, która tak niewinnie oddała się we władania Morfeusza. Ogarnęło go przyjemne nieznane ciepło. Wtedy automatycznie pogładził ją po jej brązowych włosach, przy tym rozkoszując się daną chwilą. Sam nie wiedział jak ma się zachować. 
Dopiero kilkanaście minut później udało mu się delikatnie wyrwać z uścisku, lecz przyszło mu to z wielkim trudem. 
Na szczęście w miarę się opamiętał i najszybciej jak mógł wybiegł z dormitorium Gryfonów, mając nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiał tam wrócić. 
Mimo to, owa sprawa nie trapiła go tak bardzo jak słowa Granger sprzed kilkunastu godzin. Może i była pijana, ale wypowiedziała je z taką pewnością, iż był pewny, że dokładnie je zapamiętała. Niemniej jednak, nie miał zamiaru poruszać więcej tego tematu. Ich relacje dalej pozostały niezmienne. Przynajmniej na to liczył. 
Gdy wreszcie w miarę uporządkował swoje myśli, postanowił w końcu pokazać się w pokoju wspólnym, gdzie zauważył siedzącego na kanapie Blaise'a i Miles'a Bletchay'a. 
Wystarczyło tylko jedno spojrzenie Smoka, a Zabini jak na zawołanie podniósł się gwałtownie ze swojego miejsca i podszedł w stronę swojego najlepszego przyjaciela. 
Uśmiechnął się do niego krzepko, po czym poklepał go po plecach. 
- Stary a tobie co? - spytał, udając rozbawienie. Prawda była taka, iż sam ledwo co pozbył się ze swoich myśli dziewczyny o imieniu Lucy…tak bardzo tajemniczej a zarówno cholernie seksownej. 
- Nie nabierzesz mnie Blaise. - mruknął tylko Draco, spoglądając spod byka na bruneta, który przekręcił wymownie oczami i wskazał ręką na drzwi wyjściowi. 
Oboje w tym samym czasie ruszyli w ich kierunku, nie zważając na ciekawskie spojrzenia. 
5 minut później siedzieli już pod jednym z rozłożystych drzew na błoniach zaciągają się mugolskimi papierosami firmy "Malboro".Mieli stąd doskonały widok na cały zamek, i kawałek Hogsmede. 
Draco zamknął na chwilę oczy delektując się błogą chwilą, wolną od wszystkich zmartwień. Czuł jak dym powoli rozchodzi się w jego płucach a z buzi wylatuje pozostałość szarego nałogu. Uśmiechnął się pod nosem do siebie.
- Nie chcę cię męczyć, ale trochę mnie przerażasz. - odezwał się w końcu Zabini, rozciągając się na ziemi. 
- To nie ja wróciłem do dormitorium z miną, jakbyś właśnie zobaczył Mcgonagal nago. Marrieta  dała ci aż tak w kość? - zakpił. Na razie nie chciał poruszać swoich problemów,akurat wtedy gdy  na chwilę udało mu się o nich zapomnieć. 
- Żebyś wiedział. - Diabeł zaśmiał się perfidnie, lecz nagle spoważniał. - Ale nie chodzi o nią. Właściwie spotkałem wczoraj jeszcze jedną..
- W jedną noc dwie? - przerwał mu Smok, uśmiechając się. - Stary gratuluję. - dodał sarkastycznie. 
- Uwierz mi z taką laską mógłbym kochać się do końca życia. - rozmarzył się na kilka sekund. 
Draco spojrzał na swojego przyjaciela z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Znał go już ponad 10 lat, lecz pierwszy raz widział go w takim stanie. Zarówno on, jak i brązowowłosy nigdy w życiu nie byli zakochani… wykorzystywali dziewczyny i zmieniali je jak rękawiczki, więc blondyn musiał najpierw przetrawić fakt, iż może wszystko się nagle zmienić. 
- Teraz to ty mnie przerażasz. - odparł Malfoy, patrząc na kumpla jak na ułomnego. - Czysto krwista? - spytał dla upewnienia. 
Blaise pokiwał przecząco głową. - Sz…szlama? - ponowił pytanie. Ciężko mu było wypowiedzieć te słowa na głos, sam nawet nie wiedział czemu. Ponadto, w głowie od razu pojawił mu się obraz zaszklonych brązowych oczu pewnej Gryfonki.
-  Nie mam za cholerę pojęcia, kim ona nawet jest. - westchnął. Tleniony przekręcił z niedowierzaniem głową. 
- Tylko mi nie mów, że się zakochałeś, bo przysięgam wezmę sklątkę wybuchową i rzucę ci ją prosto na twarz. - zironizował, odpalając następnego papierosa. 
- Proszę cię, nie rób ze mnie jakiegoś Gryfoniaka, który z niewyżycia seksualnego popada w takie gówno. - mruknął, na co oboje się zaśmiali. 
syn Lucjusza popatrzył się przed siebie, przymrużając z dezaprobatą oczy. Ten rok ledwo co się zaczął, a już przyniósł  im tyle nowego. W dodatku co chwilę zaskakiwał… - A jak tam twój szlaban? Whisky się przydała? - zagadał ponownie. 
Draconowi  automatycznie zrzedła mina, na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Nie chciał zwierzać się Blaise'owi akurat teraz. 
- Nie było tak źle. - burknął udając obojętność. 
- Granger na pewno musiała być wkurzona. - zaśmiał się Diabeł, na co ślizgon tylko prychnął pod nosem. 
Nagle z oddali zobaczył dwie maszerujące szybkim krokiem w stronę Hogsmede  postacie. Jedna z nich była wysoka i budową przypominała goryla ( przynajmniej dla Dracona). Druga zaś wydawała się być drobna. Czarny płaszczyk szczelnie opatulał ciało osóbki, przez co wywnioskował, iż była to dziewczyna. I wtem do niego dotarło. To była Granger. Nawet z takiej odległości widział jej burzę brązowych włosów, które teraz były dziwne proste… 
- O wilku mowa. - mruknął do siebie, gwałtownie wstając. Teraz już doskonale wiedział, kto towarzyszył jego ulubionej szlamie. Cornac Mclagen, ten przygłup z marnej imitacji drużyny Quiditcha. 
Ogarnęła go fala złości. Zacisnął pięści po czym gwałtownie wstał. 
- Idę do Hogsmede - oznajmił próbując uspokoić swoje myśli, w których zabijał Mclagena na tysiąc sposobów. - W końcu Granger zabrała mu mój ulubiony  płaszcz. - dodał, dla upewnienia tak, by Zabini niczego się nie domyślał. 
Ten jednak uśmiechnął się wrednie, posyłając mu znaczące spojrzenie. Zapowiadało się ciekawe popołudnie... 

~Blaise~
(Skyler) 

Gdy Draco sprintem ruszył w stronę Hogsmede, Zabini leniwie podniósł się z ziemi śmiejąc się jak głupi do sera. Znał Dracona prawie całe swoje życie więc z łatwością zauważył, z jaką wściekłością ruszył w stronę Hogsmede,lecz dalej nie rozumiał, czemu jego przyjaciel właśnie tak zareagował. No bo przecież nie chodziło mu o Granger…prawda? Może i była ładna, ale Smok za żadne pieniądze na świecie nie tknąłby mugolaczki. 
Na samą myśl, skrzywił się lekko przypominając sobie o własnej matce  i Patricu , jej prawdziwej miłości. 
Może i nie wierzył w takie głupstwa, ale zawsze gdy tylko na nich spojrzał, wydawało mu się, iż nie widzą poza sobą świata. Peneplopa widocznie odżyła, a na jej twarzy prawie cały czas gościł uśmiech, co niezmiernie cieszyło Blaise'a. Już dawno nie widział matki tak radosnej, mimo iż i tak co chwilę zamartwiała się niepotrzebnie o Diabła, który właśnie postanowił odpisać na jej dwustronny list. Zaciągając się resztkami papierosa, wyczarował pergamin i pióro, po czym zabrał się do pisania. Na początek zapewnił Panią Zabini, o bezpieczeństwie w Hogwarcie, a na końcu streścił swój pierwszy tydzień, oczywiście pomijając niektóre fakty. 
10 minut później zwinął pergamin w jedną rolkę i oplótł go zieloną wstążką, tak by kobieta miała pewność, iż list jest w stu procentach od niego. 
W następnym momencie, szedł już w kierunku sowiarni. Jego sowa była niestety nie do dyspozycji, od czasu gdy w trakcie wakacji, Ministerstwo Magii postanowiło ją przechwycić pod względem bezpieczeństwa. Prawda była jednak taka, że przez nazwisko rodowe, byli od razu podejrzani o śmierciożerstwo, więc ich zdaniem każda wiadomość mogła zawierać poufne informacje od samego Voldemorta. 
Blaise prychnął pod nosem. Szkoda, że nie dotarły do nich wieści, o tym, iż jego matka urządziła skromny ślub pod koniec sierpnia. Wtedy chyba, inaczej ocenialiby ich czystość krwi. 
Przeskoczył ostatnie dwa stopnie, i pchnął drzwi do sowiarni. Miał szczęście, albowiem nie było tu żadnej duszy. Z daleka wypatrzył czarną jak noc sówkę o złotych oczach. 
Uśmiechnął się do niej zadziornie i szybko podszedł w jej kierunku. Starał się przywiązać list na drobną nóżkę zwierzęcia, lecz ono jednak nie miało zamiaru tak łatwo ulegać Ślizgonowi. Niespodziewanie "Shadow" (bo tak miała na imię) dziobła arystokratę w palca, który od razu zaczął obficie krwawić.
- Pieprzona kupa piór! - warknął rozwścieczony. - Jeszcze jeden taki numer a będziesz głównym daniem na grillu. - pogroził.
Sowa, zahukała przestraszona słowami chłopaka, podskoczyła i chwilę potem wyleciała przez specjalny otwór. Przez przypadek jednak zahaczyła swoim skrzydłem o obok siedzące zwierzę, które zaczęło skakać po całym pomieszczeniu, co spowodowało, iż reszta również pobudziła się do życia, taranując Blaise'a. 
Sam zainteresowany odskoczył do tyłu z przerażenia i zaczął wykonywać dziwne ruchy ręką, mającą na celu odgonić futrzaki z dala od niego. Niestety jego starania poszły na marne, ponieważ sowy za wszelką cenę nie chciały odpuścić. Przeklinał siebie za tak głupi pomysł. Przecież mógł poprosić mopsice, albo Terrence'a o przysługę.
- Petrificus Totalus! - donośny dziewczęcy głos,przeszył powietrze. Po chwili Zabini w końcu został uwolniony od swoich nowych wrogów. Westchnął zadowolony z obrotu sprawy, i nie zwlekając dłużej odwrócił się w stronę swojej wybawicielki, lecz to co ujrzał, sprawiło, iż serce automatycznie zaczęło mu bić dwa razy szybciej. 
- Znowu się spotykamy…Lucy. - powiedział zachrypniętym głosem, którego nie udało mu się ukryć pod powłoką ironii. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, a piwne oczy rozszerzyły się ukazując tym samym zarówno przerażenie jak i determinacje. 
- Bo tobie zawsze trzeba ratować tyłek. - warknęła. Blaise uśmiechnął się pod nosem. Podobał mu się temperament brunetki. Jednak tym razem nie da się tak szybko spławić. 
- Może robię to specjalnie? - droczył się, co doprowadzało dziewczynę wręcz do szału. Nie podobało jej się, iż właśnie TEN chłopak, cały czas stawał jej na drodze. 
- Gdyby to było prawdą, uznałabym, że jesteś nienormalny. - mruknęła powoli wycofując się z sowiarni. Musiała uciekać, póki miała czas. 
- Taka moja natura. - wzruszył przeciągle ramionami, po czym bez ostrzeżenia złapał ją za rękę. - Tym razem mi nie uciekniesz Lucy. - szepnął tuż na jej uchem. Czuł jak jego oddech staje się płytki, a serca wali jak szalone.
"Co się ze mną dzieje" - pomyślał. 
- Czego ode mnie chcesz? - spytała, zachowując zimną krew. 
- Zainteresowania moją osobą. - uśmiechnął się łobuzersko w odpowiedzi. Lucy przekręciła wymownie oczami. 
- Tak chcesz się bawić? Więc dobrze. - syknęła, odpychając go z całej siły od siebie. Blaise lekko zakołysał się na własnych nogach lecz nie dał poznać po sobie, iż dziewczyna zaimponowała mu swoją pewnością. - Znajdź mnie, a obiecuję, że spędzę cały dzień w twoim towarzystwie. - dodała, a w następnej chwili, już jej nie było. 

~Draco~
(Skyler) 

Draco przemierzał drogę do Hogsmede, z zaciśniętymi pięściami i mordem wypisanym w oczach. Sam nawet nie wiedział, czemu właśnie tak zareagował na widok swojego wroga, lecz wszystkie myśli zostały przysłonięte przez mgiełkę wściekłości. Nie zastanawiał się co zrobi, gdy w końcu dotrze na miejsce, ani jak usprawiedliwi swoje zachowanie, które było dla niego tak dziwne i obce, że ledwo co je znosił. Dał ponieść się chwili i miał nadzieję, iż nie wyjdzie mu to na złe. Choćby nawet, Czarny Pan będzie dumny, gdy jeden z wielu tępych osiłków zasilające Gryffindor, będzie martwy. 
Uśmiechnął się sam do siebie, wyobrażając sobie Mclagena, błagającego go o litość. Niestety jednak, z czasem przyszło również i  opamiętanie, więc spróbował jako tako okrzesać różne pomysły zamordowania Cornaca, i skupić się na czymś ważniejszy, a mianowicie…czemu taka szlama, jak Granger chodzi na randki z typowym idiotą? Nie powinna straszyć w bibliotece, jak to zazwyczaj miała w zwyczaju? Przecież to nonsens. Sam już nie wiedział, czy Gryfonka sama zaniża sobie poziom, czy też robi to zupełnie nieświadomie. W końcu gdy ma się do wyboru tylko Wieprzleja, każda perspektywa wydaje się lepsza, aczkolwiek wątpił w to, by tylko on jeden uganiał się za dziewczyną. Nie raz słyszał komplementy o jej zgrabnym ciele, nawet od kilku Ślizgonów. Zazwyczaj komentował to głośnym prychnięciem, ale jakby się nad tym zastanowić…
"NIE! Stop!" - mały głosik przypominający jego własnego ojca, zbeształ go po pewnej chwili, co oczywiście ocuciło tlenionego. 
Rozluźnił ucisk dłoni, tak by w końcu mogły odpocząć, po czym wziął głęboki oddech, by uspokoić swoje nerwy jak również odzyskać zdrowy rozsądek, który przez kilkanaście minut prosił się o uwagę. 
Co on właściwie robił? Wkurza się z powodu Granger? TEJ Granger? Nie, to nie możliwe. Na pewno jego reakcja była spowodowana tym, iż, z Hermioną czy bez, nienawidzi Mclagena, tak jak reszty Gryfoniaków, a teraz, gdy ma okazję z lekka uprzykrzyć im życie, po prostu to wykorzysta. 
Rzucił szybkie spojrzenie na pierwsze domki należące do Hogsmede, i westchnął ledwo zauważalnie. Z tym miejscem, wiązał większość swoich szczęśliwych wspomnieć. To właśnie tutaj pierwszy raz w trzeciej klasie upił się wraz z Blaisem i starszym od niego Flintem, "zaliczył"  pierwszą dziewczynę, i potajemnie wychodził na nocne schadzki. Niemniej jednak, nie zabrakło również kilku kompromitujących chwil, lecz ich jednak wolał nie rozpamiętywać. 
Nie wiele myśląc udał się wprost do jego ulubionego sklepu,  by w końcu zaopatrzyć się w swoją ulubioną część garderoby. Nawet nie chciał wiedzieć, co dokładnie stało się z jego płaszczem, po przekazaniu go w ręce Granger.. 
- Witam Panie Malfoy. - oczywiście, powitał go przemiły głos pracownicy Victori. Była ona  ładną, młodą dziewczyną, o wyglądzie przypominającym żyrafę. Jej długie nogi sięgały prawie sufitu, a obfity biust sprawiał, iż prawie każdy facet w okolicy przynajmniej na chwilę rzucił na niego okiem, lecz w tej sprawie Draco pozostał wyjątkiem…przynajmniej dzisiaj. Zazwyczaj przychodził do tego sklepu, tylko dlatego, iż należał on do bliskich znajomych jego ojca, aczkolwiek nigdy nie widział, by Avery kiedykolwiek odwiedził swoją własność. Tleniony doskonale zdawał sobie sprawę, że była to tylko przykrywka, by Ministerstwo nie posądziło go o śmierciożerstwo, lecz musiał przyznać, pomieszczenie wyglądało nadzwyczaj ekskluzywnie. jedynie zapach słodkich perfum, które zapewne używała Vivien, główna menadżerka, odstraszał i powodował napad kaszlu. Niemniej jednak, klientów nigdy im nie brakowało. 
Skinął sztywnie głową w kierunku dziewczyny i szybkim krokiem ruszył w głąb sklepu. Nie minęła minuta a już trzymał w ręku swój ulubiony materiał Uśmiechnął się lekko w kierunku ekspedientki, po czym szybko zapłacił, nie mówiąc przy tym ani jednego słowa. Wiedział, iż młoda czarodziejka jest zaskoczona jego zachowaniem, ponieważ zazwyczaj, Ślizgon potrzebował znacznie więcej czasu, lecz  tym razem nie chciał przebywać tam ani minuty dłużej. 
Pchnął lekko drzwi wyjściowe, przez co świeże powietrze w końcu dotarło do jego nozdrzy. Westchnął lekko,  na chwilę zapominając, o swojej złości. Skoro już tutaj jest, może zrobić nie co większe zakupy. Z tego co słyszał, Ślizgoni planowali wielką imprezę już za tydzień, więc musiał się przygotować. Dłużej nie zwlekając udał się do Miodowego Królestwa. 
Jak zawsze, powitał go tłum licznych klientów, i góra przepysznych zaczarowanych słodyczy. Uwielbiał to miejsce, nie ważne jak bardzo wypierał się tego, przy swoich znajomych, ale teraz gdy był sam, mały wredny uśmieszek wtargnął na jego bladą twarz. Wiedział dokładnie czego szuka. Przepychając się przez dzieciaki z 3 klasy, dotarł do najmniej zaludnionego miejsca w sklepie, w którym schowane były prototypy najróżniejszych smakołyków.
Uniósł jedną brew do góry, na widok beztrosko skaczących czekoladowych elfów. Jedną ręką sięgnął po garstkę zaczarowanej czekolady, lecz małe stworzenia, jak na zawołanie ukazały rząd długich lukrowych ząbków, które  bez skrupułów  wbiły w jego dłoń. 
Syknął głośno z bólu,  robiąc kilka kroków do tyłu, przez co oparł się o drzwi prowadzące do zaplecza. Przekręcił z dezaprobatą głową, a jego złość powróciła ze zdwojoną siłą. Zerknął szybko na skaleczenie, lecz to co ujrzał spowodowało u niego prawie widoczny szok. Zamiast krwi, ranę pokrywała zielona galaretka.
- George znalazłem naszą zgubę. - Nagle, koło niego pojawiła się ruda czupryna, z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Malfoy na ten widok przekręcił oczami. Musiał przyznać, że miał dzisiaj wyjątkowe szczęście co do Gryfonów. Najpierw szlama a teraz kolejny Wieprzlej. Niemniej jednak spokój i opanowanie buchało od niego na kilometr. Nie chciał dać ponieść się emocjom. 
- Wieprzlej, nie sądziłem, że stać was na zakupy w takim sklepie. - zakpił, patrząc krytycznie na szaty jednego z bliźniaka. 
- A ja nie sądziłem, że po tym jak podbiłem ci oko, dalej będziesz na nie widział. 
- Jak widać galeony potrafią zdziałać cuda, chociaż twoje zaklęcie było tak słabe, że znalazłem kolejny powód, by móc z Ciebie kpić. - odgryzł się.Nie czuł się winny, że obraża rodzinę Weasleyów i chyba nigdy nie będzie. Nauki wpojone przez ojca tak bardzo utkwiły mu w głowie, iż  już w dzieciństwie zaczęło mu to sprawiać przyjemność. 
Z twarzy byłego Gryfona znikł cień uśmiechu, a wzrok stał się nad wyraz zimny. Draco doskonale widział, jak syn Artura powoli sięga po różdżkę, lecz jedyne co zrobił to zaśmiał się sarkastycznie. 
Gdy Weasley już miał zamiar rzucić się na Ślizgona, George, który na szczęście zjawił się na czas, odciągnął swojego brata, tym samym go uspokajając. 
Blondyn triumfował w duchu. Był pewny, iż bliźniacy zostawią go w spokoju, i nie pomylił się. Po kilku głośnych przekleństwach , w końcu opuścili sklep. Niestety nie zauważyli, iż podczas potyczki, z kieszeni wypadł im schludnie zawinięty szalik, który został prawie natychmiast podniesiony przez młodego śmierciożerce. Już po pierwszej sekundzie zdążył zorientować się,że jest to prototyp do ich podrzędnego sklepu. Zaciekawiony schował go do swojej bluzy i szybko wybiegł z Miodowego Królestwo. 
Wziął głęboki oddech i gdy już miał zrobić pierwszy krok w kierunku Zonka, nagle przed oczami przeleciała mu burza brązowych, o dziwo prostych, włosów. Zdziwiony odwrócił głowę o 180 stopni, wpatrując się prosto na Hermionę Granger i Mclagena, którzy ramię w ramię weszli do Trzech Mioteł. Gryfonka nawet nie zwróciła uwagi na stojącego kilka metrów od niej  Dracona. Wydawała się być nieobecna, co Malfoy skwitował cichym prychnięciem. Był pewny, iż męczy ją przeogromny kac, lecz naprawdę skutecznie go zamaskowała. Jako, iż był dość spostrzegawczy, nawet z takiej odległości umiał rozpoznać znużenie na jej twarzy. Nie miał jednak pojęcia, że było one spowodowane towarzystwem Cornaca.
Dopiero gdy kilka sekund później parka zniknęła za drzwiami gospody, tleniony odzyskał umiejętność chodzenia i myślenia. Jego skamieniała twarz wykrzywiła się w ledwo zauważalnym grymasie. 
Ten półgłówek coraz bardziej działał mu na nerwy. Zacisnął zęby, gdy nagle do głowy wpadł mu genialny pomysł.  Skoro właśnie złość przyprowadziła go do Hogsmede, czemu tego nie wykorzystać? W dodatku dzięki Weasley'om posiadał jednego asa w rękawie. 
Bez zastanowienia ruszył za swoją ulubioną szlamą. Jak zwykle, wchodząc do Trzech Mioteł powitał go zapach kremowego piwa i tutejszy gwar. W kącie nawet dostrzegł siedzącego Slughorna, który popijał znacznie mocniejszy trunek. 
Sam zainteresowany usiadł na uboczu, po czym zaczął bacznie obserwować każdy zakątek restauracji, w poszukiwaniu burzy brązowych włosów.Niestety jak na razie jego wzrok spoczął mimowolnie, na pięknej brunetce, odzianej w dopasowaną czerwoną sukienkę. Jej makijaż idealnie współgrał z kreacją młodej piękności. 
Draco w pierwszej chwili nie mógł rozpoznać owej nieznajomej. Dopiero gdy koło niej pojawił się znienawidzony przez Malfoy'a osiłek, zrozumiał, iż miał do czynienia z Granger. Mało co nie zakrztusił się własną śliną. O ile zdawał sobie sprawę, iż dziewczyna nie należała do najbrzydszych, to ten widok prawie odebrał mu mowę. W życiu nie spodziewał się, że cokolwiek jeszcze w życiu zaskoczy go tak bardzo, jak owy widok. 
Mimo swojej niechęci do jej osoby, musiał przyznać - była piękna…przynajmniej w tym momencie. Przed oczami prawie natychmiast stanął mu obraz z wczorajszej nocy, w której ta sama Gryfonka, miała łzy w oczach. Przez chwilę nawet poczuł wyrzuty sumienia i złość na samego siebie. Czemu Granger stroiła się dla takiego głupka, jakim był Mclagen? Przecież to skandal. On wyglądał by przy niej znacznie lepiej….
- Podać coś kochanieńki? - z zamyślenia wyrwał go głos  Madame Rosmerty, która stała tuż nad jego stolikiem w oczekiwaniu na zamówienie chłopaka. 
- Ognistą. - mruknął zachrypniętym głosem. 
Kobieta skinęła leniwie głową, nie pytając o nic więcej. Odkąd Ślizgon pierwszy raz przekroczył próg restauracji, zawsze zamawiał to samo. Niemniej jednak zdziwił ją fakt, iż tym razem blondyn przyszedł tu zupełnie sam. 
Draco od razu zauważył ciekawość właścicielki Trzech mioteł, ale nie miał zamiaru nic z tym zrobić. miał o wiele ważniejsze sprawy na głowie. a dokładniej Granger… 
Po kilku minutach napój trafił prosto do jego gardła, dając mu tym samym błogie ukojenie i otrzeźwienie umysłu. Czas zacząć realizować swój niecny plan…. 

~Blaise~ 
(Skyler) 

- Gdzie ona do cholery może być?!  - mruknął Zabini do siebie, wychodząc z kolejnej pustej sali. Przemierzał korytarze zamku już od ponad dwóch godzin, a po Lucy nie było ani jednego śladu. Rozważał nawet fakt, iż dziewczyna go po prostu wykiwała, i teraz siedziała w swoim dormitorium, gdziekolwiek ono było, śmiejąc się z niego wraz ze swoją współlokatorką. 
Przeklął głośno, tak, że kilka drugoklasistek popatrzyło na niego z wyraźnym przerażeniem. Nie zwrócił na nie nawet uwagi. Odnalezienie brązowowłosej miało być proste. Ba! przecież znał Hogwart lepiej niż większość uczniów.Nie raz już uciekając przed Filchem musiał ukrywać się w najbardziej obślizgłych miejscach, a teraz? Czuł się jakby był znowu na pierwszym roku a zamek skrywał jeszcze więcej tajemnic. Niemniej jednak nie miał zamiaru się poddawać. Podobnie jak Draco, zazwyczaj zawsze dostawał to czego chciał, a Lucy nie będzie wyjątkiem. Pragnął tej dziewczyny, sam nawet nie wiedział czemu. To było dość przerażające. Widział ją dwa razy na oczy, a miał wrażenie, jakby łączyła ich magiczna więź… Zaśmiał się w duchu ze swoich myśli. powoli zaczynał zmieniać się w starego dobrego Dropsa, skoro już nawiedzają go takie myśli, lecz zwalił je na desperacje. Musiał znaleźć tą dziewczynę, nie ważne ile czasu będzie musiał ją szukać. Z resztą..Był Ślizgonem! 
Potrząsnął ledwo zauważalnie głową, a mały płomyczek nadziei, rozświetlił się w jego głowie. A gdyby tak użyć zaklęcia przywołującego? Accio w tym wypadku odpada, ale dałby sobie głowę uciąć, że gdzieś czytał o podobnym zaklęciu.. Jedynym jego ratunkiem w takiej sytuacji była biblioteka, ale czy był gotów na takie poświęcenie? Ostatnio przecież, gdy przekroczył jej próg, stara Madame Prince prawie nie wyszła z siebie, widząc jak Blaise zakłóca jej całą równowagę. Co prawda, wraz z Draconem i Terrencem wpuścili do środka dwie łajnobomby a później przez 20 minut powstrzymywali Higgs'a by nie rzucił się na biedną kobietę z zamiarem pocałowania jej. Otóż, wtedy Zabini wpadł na genialny pomysł, dolania mu do soku odrobinę amortencji. 
Ślizgon doskonale pamiętał, przerażenie na twarzy kobiety, gdy jego kumpel zaczął przytulać się do jej ramienia.
"Niech się pani tak nie martwi. Ja bym się tam cieszył na Pani miejscu. W końcu Filch będzie zazdrosny" - powiedział wtedy wprost do bibliotekarki, która po jego słowach dostała wręcz szału. Jednym zwinnym ruchem wyciągnęła różdżkę i zaczęła rzucać zaklęciami prosto na uczniów Hogwartu, do czasu w którym nie pojawił się jeden z nauczycieli. Na ich szczęście był to Snape, i skończyło się tylko na pouczeniu oraz zakazie wstępu do biblioteki na czas nieokreślony.  Mimo to, Blaise wspominał to doświadczenie dość przyjemnie i za każdym razem uśmiech wkradał się na jego twarz, gdy wyobrażał sobie Terrence i Prince razem. 
W końcu postanowił zaryzykować. Hogwart potrzebował trochę rozrywki a szlaban jakoś przeżyje. 
Na trzecim piętrze podszedł w kierunku pomnika Lady Marion, po czym zastukał swoją różdżką trzy razy w marmur. Po chwili obiekt odsunął się na bok, a on niezauważony przemknął na 5 piętro wprost do biblioteki. Serce zaczęło bić mu odrobinę szybciej, gdy zobaczył bibliotekarkę wesoło gawędzącą z Filchem. Ledwo co powstrzymał odruch wymiotny, lecz w miarę szybko się opanował i jednym susem schował się za jednym z regałów.Musiał być ostrożny, jako iż nie miał zamiaru po raz kolejny dostać grubą książką prosto w głowę. Tym razem jednak miał motywacje, i nie zamierzał się tak łatwo poddawać. 
Powoli postawił jeden krok na przód, najciszej jak potrafił. Podłoga niebezpiecznie zaskrzypiała, pod wpływem jego ciężaru, lecz nic nie wskazywało na to, iż stara czarownica oraz woźny cokolwiek usłyszeli. 
Wziął jeden głęboki oddech, po czym ostrożnie wyciągnał różdżkę i uniósł ją do góry. 
- Accio - szepnął intensywnie myśląc o książce z zaklęciami. Widział, jak powoli zmierzała w jego kierunku pokonując odległość i wysokość, która niestety nie była mała. Szczęście jednak mu nie dopisywało, gdyż  tom niebezpiecznie zachwiał się,  próbując utrzymać równowagę i niefortunnie trafił w jeden z regałów.
Doskonale słyszał, trzask drewna, co świadczyło tylko wyłącznie o złamaniu półki podtrzymującej stare lektury. Jęknął głośno, gdy powoli zaczęły opadać w dół prosto na bibliotekarkę. Kilka sekund później jej krzyk rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Zdziwiony a zarazem lekko spanikowany, spojrzał w  kierunku biurka, co okazało się największym błędem jaki mógł popełnić. Madame Prince właśnie próbowała uwolnić się od jej "skarbów", które okazały się być cholernie ciężkie. Filch,natomiast  przestraszony całą sytuacją, próbował odgonić przedmioty swoją zaczarowaną miotłą, lecz nawet to nie przyniosło żadnych efektów. 
Niemniej jednak,  wzrok woźnego pozostał czujny i bez problemu wypatrzył czarne włosy Zabiniego. 
- TY! - wrzasnął, próbując podbiec do Blaise'a. Na szczęście  Ślizgon był na tyle szybki, iż zdążył wybiec z tego upiornego miejsca, zanim ktokolwiek zarejestrował jego obecność. 
Wiedział, że stary charłak będzie próbował go dogonić, więc nie wiele myśląc zaczął biec jak szalony w nieznanym sobie kierunku. Na szczęście większość uczniów, poszło odwiedzić Hogsmede, więc korytarze były prawie że całkowicie puste.  Nie miał jednak zamiaru tak szybko odpuszczać. 
Gwałtownie skręcił w lewo i ruszył schodami na górę. Nie zdawał sobie sprawy, gdzie był ani w jakim kierunku zmierzał. Na chwilę zapomniał o Lucy i o tym, jak bardzo pragnął ją znaleźć. Teraz jedyne czego potrzebował była szybka i prosta ucieczka przed starym świrem. 
Niestety dopiero kilka sekund później zauważył iż znalazł się w "ślepym zaułku". Był bowiem w korytarzu, który nie zawierał ani jednych drzwi. Przeklął głośno. Czemu ZNOWU mu się to zdarzało? Jedyne co mieściło się w ponurym przejściu był stary i lekko ukruszony gargulec z miną godną samego Snape'a. 
I wtedy Zabini zrozumiał. Przecież doskonale znał to miejsce. Znajdowało się ono na 6 piętrze i mimo swojego odstraszającego wyglądu, skrywało w sobie piękne miejsce. To tutaj zazwyczaj przyprowadzał swoje miłosne ofiary, gdy chciał im zaimponować, co zawsze…ale to zawsze działało. 
Nie wiele myśląc podszedł do pomnika i wyszeptał "alohomora".
Żelazne zwierzę zaskrzeczało cicho, gdy powoli zaczęło przesuwać się bok, tym samym ukazując krępe schody, pnące się do góry. 
Blaise w błyskawicznym tempie przeskakiwał jeden stopień za drugim a gdy w końcu dotarł na sam szczyt, ujrzał przed sobą zapierający dech w piersiach widok prosto na jezioro oraz zakazany las. Znajdował się bowiem na balkonie z drugiej strony wieży Astronomicznej. Uwielbiał tu przychodzić,nawet po to, by w spokoju pomyśleć i ułożyć swoje popaprane życie. Tym razem jednak oparł się  o barierkę oddychając głęboko. Doskonale słyszał stąd jak zegar wybija 22 a ptaki na dźwięk donośnego bicia, zrywają się do lotu. 
Przymknął oczy, rozkoszując się swoją chwilą błogości, a gdy tylko je otworzył jedyne co zdążył zarejestrować to piwne tęczówki, wpatrujące się w niego ze zdziwieniem. 



Cześć, tu znowu ta, nieodpowiedzialna i egoistyczna Skyler, której nie możecie znieść. Rozdział beznadziejny ( przynajmniej część napisana przeze mnie) W dodatku z wielkim opóźnieniem. Nie zdziwię się, jak nikt tego nie przeczyta... W każdym bądź razie, dopiero 2 tygodnie temu wróciłam do domu, po 7 tygodniach wakacji. Nawet nie proszę o wybaczenie, ale pragnę was poinformować, że za tydzień, pojawi się tutaj  prolog do mojego własnego opowiadania o dramione oraz za dwa miniaturka. 

To tyle, wybaczcie,

 Skyler ;*



11 komentarzy:

  1. Skyler, kochana, wróciłyście!

    Jejuś, jak Was długo nie było. Mówiłam, że wrócicie. Zawsze to wiedziałam. No. xD

    Rozdział jak zawsze jest świetny, miło się (wreszcie) czytało coś Waszego.

    No i tyle.

    Czekam na Twój prolog, kochana. Mam nadzieję, że już nie będziesz robić takich długaśnych przerw, no.

    I nononono.

    Pozdrawiam, całusy. :3
    Vilene (nie-pytaj-mnie-o-jutro.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ochooo. Nareszcie wróciłyście. Nie komentowałam poprzednich rozdziałów. Ale komentuje ten. Jest przepiękny. Stesknilam się za waszym charakterystycznym pisaniem. Czekam niecierpliwie na dalsze wspaniałe dzieła i rozdziały.
    Pozdrawiam Charlotte
    ( charlotte-petrova-dramione.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę powiedzieć, że macie na prawdę długie i ciekawe rozdziały! :) Ten podobał mi się chyba najbardziej :D. Kilka błędów, ale to każdemu się zdarza. Draco jest świetnie pokazany, mmm! :D.
    Jestem bardzo ciekawa Twojego własnego opowiadania Dramione, dlatego czekam z niecierpliwością! :)
    oczywiście będę informować na bieżąco o nowych rozdziałach! :*

    pozdrawiam, Zou.
    http://hermionyswiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Skyler, kochana!
    Nareszcie jesteś! Zajebiście jest! Nie martw się! <3
    Z niecierpliwością czekam na twoje Dramione!
    Buziaki,
    nutelkam
    http://razaniolrazdiablicajednoserce2oblicza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + zgłaszam sprzeciw, ponieważ przejrzałam SPAM i były tam powiadomienia o nowych notkach, tyle że pod zmienioną już nazwą. nie ma tylko o #5.
      no chyba tyle.
      nutelkam lub nutelka.

      Usuń
  5. Nareszcie. Czekałam, czekałam i się nareszcie doczekałam. Spisałyście się wspaniale. Rozdział był jak zykle bardzo dobry i treściwy. Ta złość Dracona jest wręcz komiczna. Jestem taka ciekawa co odwali Hermionie. Wątek z Blaisem i Lucy też się w najlepsze rozwija. Zabrakło mi tylko Harry'ego i Fleur. Czekam z utęsknieniem na następny rozdział. Mam nadzieję, że pojawi się bardzo szybko.

    OdpowiedzUsuń
  6. nn u mnie :) Dziękuje za komentarz :P Świetne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam! :)
    Wasz blog został nominowany do Liebster Awards :)
    więcej informacji u mnie na blogu w zakładce 'Nominacje' ! :)

    pozdrawiam, Zou. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Twój blog został nominowany do Liebster Award!
    Więcej informacji znajdziesz na http://nowa-hermiona-granger.blogspot.com/p/blog-page_5845.html

    Pozdrawiam:
    Lacarnum Inflamare!

    OdpowiedzUsuń
  9. Skyler, Pola! NN! I to jaka świetna. Lubię czytać wszystko, co powstaje w waszych głowach, jest potem pisane i w końcu zostaje opublikowane. Macie niepowtarzalny talent, który sprawia, że mogę czekać na każdy rozdział wiekami.
    Nowe opowiadanie, huh? Super! Już nie mogę się doczekać!
    Miniaturka? O tak!
    I powiedzcie mi, jak tu nie lubić waszego bloga?

    OdpowiedzUsuń